Ostatnio spory wybuchały regularnie. Konkretnie co piątek. Oboje pracujemy, w tygodniu nie ma za wiele czasu na rozmowy. I te piątki stały się jakimś koszmarem. Przy czym on wcale nie wydawał się tym wielce zdruzgotany. – Czepiasz się mnie o wszystko – wypominał mi. – Zachowujesz się, jakby wszystko było tylko na twojej głowie. Było mi skrajnie ciężko, ale już mi się wydało, że się "ogarnęłam" psychicznie ( choć nie obce mi były myśli samobójcze) znalazłam sobie "cel"- sprawić, żeby mąż otrzymał przerwę w odbywaniu kary- w sumie jedyny nasz ratunek przed upadkiem na samo dno ekonomiczne. Ja zdradziłam go. kilkakrotnie. Pierwsze jako młoda mężatka całowałam się z innymi po imprezach. Potem poznałam mężczyznę, z którym się spotykałam jakiś czas. Nie doszło do współżycia. i to niestety nastąpiło. Z mężczyzną,którego poznałam w internecie. Zerwałam oczywiście tą znajomość. czułam i czuję się brudna. cash. fot. Adobe Stock Szkołę średnią skończyłam niemal ćwierć wieku temu, więc chyba nie muszę mówić, jak bardzo byłam zdziwiona, gdy zadzwoniła do mnie koleżanka z liceum. Musiała mi się przedstawić dwa razy. Nie dlatego, że jej nie pamiętałam – po prostu nie mogłam uwierzyć, że się do mnie odezwała. Nie widziałyśmy się przecież tyle czasu! Moje zdziwienie stało się jeszcze większe, gdy powiedziała mi, dlaczego dzwoni. Okazało się, że nasza klasa z liceum chce zorganizować spotkanie po latach – Ale kto to wymyślił? – pytałam rozbawiona, ale i nieco podekscytowana tą wiadomością. – No jak to? Nie pamiętasz, kto zawsze organizował wszystkie imprezy? – Nie… – Teresa, no co ty? Pomyśl chwilę! – naciskała koleżanka. – Kurczę, no zastrzel mnie… – zastanawiałam się na głos, przypominając sobie jednocześnie niektóre twarze. – Andrzej może? – No jasne, że Andrzej! Kto jak kto, ale ty powinnaś go pamiętać bardzo dobrze – zachichotała, a ja natychmiast zmieniłam temat. Kiedyś się nawet przyjaźniłyśmy, ale minęło tyle lat, że poczułam się skrępowana, kiedy przypomniała mi moją pierwszą miłość. Mojego adoratora z lat młodości. Jaki ten Leszek trywialny, jaki przewidywalny! Przyznam szczerze, że kiedy pomyślałam o tym, że znów go zobaczę, serce zabiło mi szybciej. Nasza przygoda trwała prawie całe liceum i choć nigdy oficjalnie nie byliśmy parą, to zawsze coś tam się między nami działo. A to poszliśmy razem na randkę, a to całowaliśmy się w parku. Nigdy jednak nie doszło do niczego poważnego. Mimo wszystko przez cały okres ogólniaka byłam przekonana, że kiedyś Andrzej zostanie moim mężem. Ale potem, po szkole, nasze drogi się rozeszły, a ja w końcu poznałam Leszka. – Kto dzwonił? – wyrwał mnie z tych wspomnień właśnie mój mąż. – A nie uwierzysz… Koleżanka z liceum – odparłam. – O, proszę. A co chciała? – Mamy robić spotkanie klasowe – uśmiechnęłam się. – Kiedy? – W sobotę za dwa tygodnie. – Idziesz? – Chyba tak… – zarumieniłam się, ale on na szczęście tego nie zauważył. Poczułam się dziwnie, jakbym coś przed nim ukrywała… Leszka poznałam kilka lat po skończeniu szkoły, więc o mojej licealnej miłości nic nie wiedział. No i w zasadzie nie było przecież o czym opowiadać. Jednak dziś, kiedy przypomniał mi się Andrzej, kiedy poczułam takie podekscytowanie na myśl, że znów go zobaczę – miałam dziwne wrażenie, że zdradzam męża. Albo przynajmniej jestem wobec niego nielojalna. Mimo że starałam się odgonić od siebie słodkie wspomnienia o Andrzeju, nie mogłam się od nich uwolnić. Przypominałam sobie nasze randki, pocałunki, pierwsze niewinne pieszczoty. I towarzyszącą tym zalotom aurę tajemnicy, niewiadomej, grzechu. Nawet przez chwilę poczułam ten dreszcz przeszywający ciało, kiedy kobieta po raz pierwszy czuje, że koło niej jest mężczyzna. Naszły mnie też refleksje co do mojego małżeństwa Kochałam mojego Leszka, ale już od dawna miałam wrażenie, że coś straciliśmy. Uświadomiłam sobie, że choć mam raptem ledwo ponad 40 lat, to żyję jakby połową uczuć, które kiedyś pchały mnie do przodu. Na nic nie czekam, niczym się nie ekscytuję, na nic nie liczę i niczemu nie oddaję się bez reszty… Są tylko nastoletnie dzieci, których życiu kibicuję. Kobieta kucharka, kobieta sprzątaczka, kobieta robot. Zrobiło mi się naprawdę smutno. – Teresko, kiedy będzie obiad? – krzyknął Leszek,. Akurat postękiwał przy reperowaniu naszego zepsutego łóżka. Połamało się dwa dni temu. Wcześniej tak o tym nie myślałam, ale teraz wydało mi się to symboliczne. Więc tak ma wyglądać moje życie? Praca, dom, a w domu nudny mąż… Żadnych dreszczy emocji? Już nic się nie wydarzy?! Jakoś wzięłam się w garść, jednak całą tę sobotę miałam już zepsutą. Dopiero wieczorem, kiedy położyłam się na kanapie z lampką wina i obejrzałam dobry film, trochę mi przeszło. Nawet się sobie zaczęłam dziwić, że wpadłam w taką frustrację. Nie miałam przecież złego życia… Dwie kochane, dobre, mądre córki, no i wierny mąż. A że nie towarzyszył już temu żaden dreszcz emocji, żadne ekscytacje…? Co z tego, przecież tak wygląda życie większości dorosłych ludzi. Kładąc się, myślałam, że już uporałam się z chandrą, ale ku mojemu zaskoczeniu rano znów zaczęłam mieć depresyjne myśli. Oczekiwanie na spotkanie klasowe wywołało u mnie tak ogromne emocje, że wahania nastrojów towarzyszyły mi przez całe dwa tygodnie. Tym bardziej że potęgowała je ta moja dawna przyjaciółka. Zadzwoniła jeszcze dwa razy i w zasadzie skupiała się przede wszystkim na opowieściach o Andrzeju. – Teresa, a czy ty wiesz, że on jest ciągle sam?! – wypaliła w końcu. – Stary kawaler? – Jaki tam stary! Podobno świetnie się trzyma. Ma też swoją firmę. – O, to nieźle. A co robi? – Organizuje wycieczki zagraniczne. Ma małe biuro podróży. Wiesz, jachty, wyspy, drogie hotele… Ech, taki to pożyje! – Zapewne tak – odparłam. Chciałam, żeby to zabrzmiało od niechcenia, ale w głębi serca czułam rosnącą tremę przed tym spotkaniem. Leszek także zauważył, że coś się ze mną dzieje, bo ciągle wypytywał, dlaczego taka zła chodzę. Do szału doprowadzały mnie jego głupie żarty, że pewnie mam zespół napięcia przed okresem. Nigdy mnie specjalnie nie bawiły, ale teraz już całkiem straciłam do nich cierpliwość. Kiedy kolejny raz tak sobie ze mnie rubasznie zażartował, zrobiłam mu taką awanturę, że samej było mi go potem żal. Nie odzywaliśmy się do siebie dwa dni. Czułam, że to moja wina, że to ze mną dzieje się coś niedobrego Ale nie potrafiłam nic na to poradzić. Dopadł mnie znienacka wielki kryzys. Moje życie nagle wydało mi się banalne, nudne, kompletnie zmarnowane… Oczywiście w pierwszym odruchu to właśnie Leszka uznałam za winnego tej sytuacji. Bo to przecież jemu się nigdy nic nie chciało, on był wiecznie zmęczony… Ileż to razy próbowałam go wyciągnąć do miasta do kina, na tańce czy na jakąś kolację, że o teatrze nie wspomnę! Ale zawsze spoglądał na mnie jak na osobę szaloną i pytał, czy nie szkoda mi pieniędzy. Wtedy nic na to nie odpowiadałam… Jednak teraz od razu przyszło mi do głowy, że Andrzej pewnie na randkę z żoną by pieniędzy nie żałował. Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że taki wniosek jest głupi, dziecinny. Bo przecież w ogóle nie wiem, jaki ten mój amant z liceum teraz jest. Ale po kilku dniach walki z tymi nastrojami, uznałam, że tkwię w tej szarzyźnie codzienności już tak długo, że mogę sobie pozwolić na trochę użalania się nad swoim losem. Na w sumie dość niewinne marzenia o lepszym życiu. No i tak się dąsałam aż do dnia spotkania z licealną klasą.. Boże, Andrzej, nie wierzę! To naprawdę ty?! Nie spodziewałam się, że przyjdzie aż tyle osób. Stawili się prawie wszyscy. Nie mogłam się na nich napatrzyć. Jedni zmienili się tak bardzo, że z trudem ich sobie przypominałam, ale niektórzy byli tak podobni do siebie sprzed lat, że od razu wracały wspomnienia. To był naprawdę niezwykły wieczór. Ale całkiem wyjątkowe było spotkanie z Andrzejem. Rozmowa z nim uświadomiła mi bardzo dużo, choć zupełnie nie spodziewałam się, że zadziała na mnie w ten sposób. – Cześć, Tereniu… – O Boże, Andrzej, to ty! – prawie krzyknęłam na jego widok, pewnie dlatego, że byłam podekscytowana oczekiwaniem na spotkanie z nim jak nastolatka. – Ale z ciebie laska! Nic się nie zmieniłaś – powiedział i obrzucił mnie wzrokiem pełnym aprobaty. – Ty też prawie nic – odparłam, ale nie był to wcale komplement. Andrzej naprawdę wyglądał, jakby pozostał w czasach naszego liceum. Przyszedł w trampkach (podobnych do tych, jakie kupowałam córkom) i w dżinsach poprzecieranych na kolanach. Pod rozpiętą bluzą z kapturem miał kolorową koszulkę z napisami w różnych językach. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie jego fryzura. Wciąż nosił długie włosy zaczesane do góry, tak jak wtedy – tylko z tą różnicą, że obecnie miał ich co najmniej o połowę mniej. Musiałam mocno nad sobą panować, żeby nie odgadł, jak mnie niemile uderzył ten jego sztuczny, młodzieżowy luz. – No wiesz, staram się jakoś trzymać! – powiedział teraz, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Ale ty się w ogóle nie starzejesz… – Oj tam, nie przesadzaj. Dojrzałam i nie sposób tego ukryć! – zaśmiałam się nerwowo. – Wiesz, jak jest, życie nas wszystkich dopada… – Ja tam staram się mu uciekać. Przeważnie w ciepłe kraje. – A wiem, wiem. Słyszałam, że żyjesz z organizowania wycieczek. – Wolę myśleć o tym jak o organizowaniu ludziom marzeń, podróżowaniu w czasie – błysnął zębami. – Musiałabyś zobaczyć, jak młodnieją moi klienci w tych tropikach. A co tam u ciebie? – zapytał. – To samo co u wszystkich prawie. Dzieci, mąż, praca… – O matko! To musisz się strasznie nudzić. A kiedyś byłaś taka szalona… – zaśmiał się i sięgnął dłonią do mojego policzka. To było bardzo dziwne. Odsunęłam się odruchowo, może nawet zbyt energicznie. Od razu poczułam się też zła na siebie. Nie dlatego, że wprawiłam go w zakłopotanie, tylko nagle bardzo pożałowałam swojego zachowania przez te dwa tygodnie. Zrobiło mi się strasznie głupio, że tak się nad sobą użalałam, przy tym krzywdząc tego mojego biednego, dobrego, kochanego Leszka. Poczułam się okropnie i chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Chciałam biec do domu i przytulić się do męża, o którym ja, głupia, tak źle ostatnio myślałam… Tymczasem Andrzej, niezrażony moją reakcją, opowiadał o swoim przebojowym życiu. O ludziach, którzy w tych egzotycznych miejscach odnajdują szczęście i „utraconą tożsamość”. O tym, że coraz więcej Polaków uświadamia sobie, że życie nie kończy się na domu i rodzinie. Że przybywa tych, którzy szukają utraconej młodości, że nie chcą „się za życia z życiem rozstawać”. Brzmiał jak jakaś okropna reklama leku na depresję. Dolegliwość, na którą chorują ludzie tacy jak on – samotni. Bo mimo tych przechwałek samotność biła z każdego jego gestu. Wytrzymałam z nim jeszcze chwilę, potakując i uśmiechając się uprzejmie, a potem pod pretekstem wyjścia do toalety wymknęłam się z naszego klasowego spotkania i pojechałam do domu, do mojego Leszka. A może, mój kochany, masz ochotę na erotyk? Kiedy wróciłam, siedział w fotelu, choć była druga w nocy. Kiedy zapytałam, dlaczego nie śpi, odpowiedział, że się o mnie martwił. – A poza tym wiesz, jak trudno mi zasnąć bez ciebie – dodał, a ja wiedziałam, że w tym prostym wyznaniu jest coś bardzo ważnego. Poszłam do dziewczynek sprawdzić, czy śpią. Moje kochane, mądre, śliczne nastolatki… Potem umyłam się i weszłam do dużego pokoju, w którym nadal siedział Leszek. – Co oglądasz? – A jakiś horror… – machnął ręką. – A może masz ochotę na erotyk...? – Co ty, Tereniu! – omal nie poderwał się z fotela. – Przecież my nie mamy takich kanałów. – Ale nie w telewizorze, Lesiu… Tak skończyła się ta moja przygoda. W łóżku z mężem I choć mi wstyd, że przez te dwa tygodnie głupio się nad sobą użalałam, to mimo wszystko jestem z siebie dumna. Bo wiem, że ludzie w takich sytuacjach plączą się w romanse, szukając powrotu do tamtych lat i tamtych emocji. Nie zrozumieją, że pogoń za tym, co utracone, kończy się śmiesznością, groteską, trzymaniem się młodości na siłę. No i jestem w sumie Andrzejowi wdzięczna, bo dowiedziałam się, jak dziwacznie mogłoby wyglądać moje życie, gdyby nie Leszek. Niby zwykły, szary człowiek, a dość odważny i dość zakochany, żeby iść przez życie z jedną tylko kobietą – i to ciągle do przodu, bez oglądania się za siebie. Czytaj więcej prawdziwych historii:Mam dość narzeczonego pracoholikaCzy to coś złego, że jako facet dbam o swój wygląd?Mąż zostawił mnie dla ciężarnej kochankiMam nieślubne dziecko z przygodnego romansuZa granicą miałem poważny wypadek i dopiero zrozumiałem, co ważne Jestem mężatką 14 lat. W małżeństwie starałam się liczyć sama ma siebie praca, dom dzieci. Mąż pracował i to było jedyny jego obowiązek. Częste wyjazdy, a przy tym wyjścia do barów i klubów z kolegami. Pisanie z kobietami itp. A ja nawet na kawę nie mogłam iść z koleżanką, bo nie wiadomo kogo mogę tam poznać i odejść. Do tego alkohol, bo w domu wolno mu było wypić przecież, wyzwiska z byle powodu. Czasem miała dość , i tak byłam prawie dama bez wsparcia, no .. tylko te finansowe było. Poznałam kogoś, wydawało mi się, że się świetnie dogadujemy. Bardzo go polubiłam i doszło między nami do jednej nocy razem. Zaraz wszystko się wydało. Mąż dostał szału, czułam się winna i chciałam odejść. Nie pozwolił mi odejść, obiecał, że się zmieni. A ja ze względu na dzieci zostałam. Niestety wszystko się wypaliło już we mnie, ja go nie kocham. Za dużo mi krzywdy zrobił. Ja mu tą zdradą również. Ciągle wymaga ode mnie żebym była taka jak wcześniej, żebym biegała za nim, dzwoniła, przepraszała ciągle i pokazywała mu jak bardzo go kocham, bo tak robiłam, kiedy on latał po barach, a ja w domu płakałam i zastanawiałam się co robię źle. Ale ja już tak nie umiem. Nie jestem w stanie zapomnieć o tamtym. Cały czas myślę o nim, czasem się widujemy, ale tylko z daleka. On jak mnie widzi ucieka wzrokiem. Też ma żonę więc raczej nie brał na poważnie tego jednego razu, chociaż mówił inaczej. Chciałabym chociaż z nim porozmawiać. Nie mogę o nim zapomnieć. *Publikujemy list czytelniczki nadesłany do redakcji Damosfery. Imię i nazwisko bohaterki znane redakcji myślałam, że mnie to nie spotka, że ja jestem lepsza, inna, że mam zasady. Nie to, że ich nie mam, ale to wszystko nie jest takie się, że jak coś ci nie pasuje w związku, to możesz spakować walizki i się rozstać. Możesz. Tylko co, gdy łączą was dzieci, kredyty, niekiedy firma, jak nas, i tysiące innych go, gdy właściwie już nie liczyłam na żadną miłość i związek, a jednak strzała amora przeszyła me serce. Tak, wiem, brzmi patetycznie, ale tak się wtedy czułam. Byłam nim zauroczona, zakochałam się w nim, mimo że do wielu rzeczy musiałam? Chciałam się nagiąć?Po kilku latach wzięliśmy cichy ślub, to było jego drugie małżeństwo, ja zaś nie potrzebowałam pompy. Na ślubie byli dosłownie najbliżsi, pewnie jakieś osiem lata po ślubie pojawiło się pierwsze dziecko, pięć lat później kolejne. Wydawało się, że tworzymy szczęśliwą rodzinę — dom, dzieci, każdy z dobrą pracą, grono zaufanych przyjaciół. Jednak powoli, nie wiedzieć kiedy, zaczęła się wkradać rutyna i obcość. On ciągle chciał spotykać się z kumplami i chodzić na mecze, ja zaś pragnęłam czegoś innego — teatru, spotkań z przyjaciółmi, wspólnych weekendów. Nie dawał mi tego, więc zaczęłam sobie organizować życie po nie tak, że nie rozmawialiśmy, i owszem. Rozmów było wiele, ale ciągle słyszałam, że przecież "widziały gały, co brały", że on przecież zawsze kochał piłkę nożną i piwko z chłopakami. No niby tak, ale wiecie, jak to jest. Ludzie się zmieniają, szczególnie wtedy, gdy pojawiają się dzieci. A pojawienie się naszych dzieci wiele nie zmieniło. On pozostał dalej chłopcem w krótkich spodenkach, dla którego ważne są mecze i dzieci były małe, miałam ręce pełne roboty — przedszkole, szkoła, praca, dom i tak w koło Macieju. Czasem udawało mi się wyskoczyć na spotkanie z przyjaciółmi. Oczywiście bez męża, bo on w tym czasie miał kolejny ważny mecz — tu w Polsce lub odezwał się do mnie kumpel z liceum, nie myślałam, że zdradzę, chyba o niczym nie myślałam. W miarę jednak rozmawiania zobaczyłam, jak nasze życia się różnią, jak dalece moje życie odstaje od pewnych się raz, drugi, trzeci i poszło. Nie wiem nawet, kiedy minęły dwa lata. Dwa lata ukrywania się przed mężem, przed którym chyba nawet nie musiałam się za bardzo ukrywać, bo on ciągle żył meczami i kumplami. Łykał wszystko jak pelikan — że wyjazd z ze znajomy z liceum, że wyjazd z ludźmi z tak to trwało do momentu, w którym zrozumiałam, że chcę żyć z tym człowiekiem, a nie z moim mężem. Że ten człowiek da mi szczęście, że mamy właściwie te same wszystko na jedną kartę. Wzięłam męża na rozmowę i powiedziałam, że mam romans, a właściwie, że to coś poważniejszego i że chcę odejść. Nagle szok i niedowierzanie — "ale jako to"? "Dlaczego?", "kiedy"? Zaczęłam mu opowiadać, od kiedy to trwa, dlaczego, z kim. I nagle on zaczął walczyć o mnie, o nas. No nie byłam na to gotowa. Nie! Ja już sobie wszystko poukładałam a tu nagle to! Tylko ta walka była za późno o parę lat. A może nie była?Nie ruszała mnie ta walka wcale. Ja już byłam w innym życiu z innym człowiekiem. Ja już sobie wszystko poukładałam. Tylko wiecie co? Życie bywa przewrotne i zaskakujące. Kiedy ja wszystko wywaliłam mojemu mężowi, zdecydowana na rozwiązania drastyczne, on, ten mój ukochany, powiedział, że on to właściwie nie chce niczego zmieniać, że on chce, by było tak, jak dotychczas, że jego rodzina jest dla niego ważna i nie zamierza tego się na kawałki. Ale jak? Przecież rozmawialiśmy o wspólnym życiu, o tym, że chcemy być razem, o tym, że zostawiamy naszych podkulonym ogonem wróciłam na łono rodziny, próbując poskładać to, co rozwaliliśmy. Tak, rozwaliliśmy, bo to nie tak, że ja zdradziłam, bo mi się nudziło. Szukałam ciepła i uczuć, bo w domu ich nie dostałam. Składamy teraz te nasze puzzle. Idzie różnie. Budujemy zaufanie od początku, co nie jest łatwe, ale równie trudne jest zbudowanie bliskości i intymności...Data utworzenia: 24 lipca 2022, 17:39Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.

zdradziłam męża i się wydało